Piątek, 31 stycznia 2020


W grę wchodzi tylko awans

– Nazywam się Adrian Skorb, za dziewięć dni skończę 24 lata. Występuję na pozycji środkowego obrońcy, ale mogę również grać jako defensywny pomocnik. Przygodę z piłką zaczynałem w Pogoni Szczecin, w seniorskiej piłce większość czasu występowałem w Vinecie Wolin, a ostatnio przez pół roku w Hutniku Szczecin.
– Juniorską karierę zaczynałeś w Szczecinie ale jako senior grałeś poza nim. Zabrakło dla ciebie miejsca w dużym mieście?
Zgadza się, cały proces szkolenia przeszedłem w Pogoni Szczecin, jednak klub nie widział dla mnie już miejsca w rezerwach, ponieważ zwyczajnie inni zawodnicy lepiej rokowali na przyszłość i musiałem szukać regularnej gry w innym miejscu.
– Po półroczu spędzonym w Gryfinie trafiłeś do Wolina ….
– Tak. W Wolinie spędziłem pięć pełnych lat przeplatanych różnymi, że tak to nazwę, przygodami. Do klubu ściągnął mnie trener Paweł Ozga, któremu na pewno zawdzięczam najwięcej ze wszystkich trenerów, z którymi pracowałem. Z Vinetą udało się awansować do III ligi, a rok później wygrać ją, żeby na koniec przegrać baraż o awans do II ligi z Odrą Opole. W kolejnym sezonie, po reformie rozgrywek, nie udało się niestety utrzymać w trzeciej lidze i spadliśmy do czwartej, w której grałem na wyspie jeszcze przez kolejne dwa lata. W Hutniku występowałem tylko przez pół roku, ale był to cenny czas dla mnie. Byłem ważną częścią zespołu i na pewno zrobiłem kolejny krok do przodu jako zawodnik.
– Podczas meczu Hutnik – Flota opuściłeś boisko z powodu kontuzji. Czy jest już całkowicie wyleczona?
– Oczywiście, wszystko z moim zdrowiem jest już w porządku. Miałem trochę problemów zdrowotnych przez ostatnie pół roku, ale w okres przygotowawczy wszedłem całkowicie zdrowy i oby tak zostało.
– Jak trafiłeś do Floty?
– Na transfer do Floty mocno namawiał mnie trener Jerzy Rot. Już pół roku temu przed sezonem były wstępne rozmowy, jednak dopiero teraz udało się wszystko zrealizować. Na pewno swoje przysłowiowe 5 groszy do transferu dołożył Marek Niewiada, z którym graliśmy parę lat razem w Vinecie. On również zachęcał mnie, żeby dołączyć do drużyny. Z zarządem szybko doszliśmy do porozumienia i teraz jestem już oficjalnie zawodnikiem Floty.
– Jak aklimatyzujesz się w Świnoujściu?
– Drużyna przyjęła mnie bardzo miło. Na pewno na plus działa to, że wielu chłopaków znałem jeszcze przed przyjściem do klubu, co na pewno ułatwiło mi wejście do nowej szatni. Na treningi dojeżdżam wraz z innymi chłopakami ze Szczecina.
– Jakie nadzieje wiążesz z grą we Flocie?
– Jeśli chodzi o ten sezon to na pewno nie wchodzi w grę nic innego jak awans do III ligi. Natomiast w dalszej perspektywie, jeśli będą dobre warunki do dalszego rozwoju, to nie wykluczam pozostania we Flocie na dłużej, a może uda się nawet pokazać i wybić jeszcze troszkę wyżej.
– Jak grało ci się w sparingu przeciwko Iskrze Golczewo?
– Mi osobiście bardzo dobrze. Nie ustrzegliśmy się drobnych błędów w obronie, ale uważam, że jako formacja zagraliśmy na dobrym poziomie. Mamy jeszcze trochę czasu i sparingów, żeby się zgrać i myślę, że w lidze już będziemy prezentować wyższy poziom, bez nieporozumień.
– A co powiesz o jutrzejszym meczu w Policach?
– Znam dobrze chłopaków z Chemika. Wiem, że nasz sparing będzie rozgrywany w trakcie ich obozu dochodzeniowego, ale ten klub ma bardzo szeroką kadrę, więc myślę, że nie wpłynie to znacząco na to, jak będą wyglądali. Mimo, że jest to zespół trzecioligowy, myślę że ten mecz będzie wyrównany i na pewno powalczymy o korzystny wynik.
– Pierwszy mecz ligowy wiosną Flota grać będzie w Wolinie. Jak do tego podchodzisz?
– Cieszę się, że będę mógł jednocześnie połączyć debiut we Flocie (o ile oczywiście trener mnie wystawi) z występem w Wolinie. Spędziłem w Vinecie bardzo dużo czasu i mam sentyment do tego klubu. Na boisku jednak nie będzie na to miejsca i będziemy grali o pełną pulę.Pragnę serdecznie zaprosić wszystkich kibiców Floty do wspierania nas w walce o awans do III ligi i licznego stawiania się na stadionie w Świnoujściu.
– Dziękuję za rozmowę.

Waldemar Mroczek, za Głosem Szczecińskim. Fot. Joanna Dworakowska